Nasz mentalny Sarmatyzm jaki jest, każdy obecnie widzi. Jaki był w przeszłości po części wiemy. Jaki będzie w przyszłości zobaczymy. Nie trzeba z lubością słuchać sarmackich gawęd profesora Bralczyka lub Miodka (moi idole, nieśmiało przyznam), by wiedzieć... że każdy żywy język podlega ewolucji – zgodnie z duchem, a czasem nawet kaprysem dziejów, czy to zmieniając treść i znaczenie, czy dostosowując oprawę do współczesnych mu większości odbiorców. Mając też na uwadze, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, a interpretacji od inscenizacji. Takoż mamy więc pojęcia różne, które znaczą właściwie to samo; jak i pojęcia te same, mogące mieć zupełnie inne konotacje, w zależności od swego umiejscowienia w kontekście, czasie czy przestrzeni. Czy posługujących się nią osobach. O pisowni „Nie” z różnymi częściami mowy nie wspominając i do tematu od strony , gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę, nie zaczynając.
Nazywanie obecnie czegoś „Neo”Sarmatyzmem, w opozycji do starego / staropolskiego / staroświeckiego sarmatyzmu, wydaje się troszkę nadęte. Przynajmniej w jedynej interesującej mnie perspektywie – pokoleniowej. Nie mam pojęcia czy nasz mentalny sarmatyzm będzie się rozwijał i jak. Czas i pokręcone ścieżki losu pokażą. Trzymajmy się więc jednolitego pojęcia "Sarmatyzmu". Interpretując go według swej woli, czy bodaj swawoli. Mając świadomość, że jeden z nas pod pojęciem tym będzie widział ino kiszone (podobno według eurokracji zepsute) ogórki, a drugi zacne cycki - ogrodnika słowiańskiej córki.
Przedstawmy wobec tego exemplum:
Scenka rodzajowa:
W ramach podziękowania za propagowanie pięknej polszczyzny i sarmackiej fantazji oraz budowanie woli i mocy polskiej młodzieży długowłosej - o pomocy chorym na raka nie wspominając - podarowuję naszej dumie narodowej i jedynej realnie zauważalnej na zachodzie Gwieździe sarmackiej sceny muzycznej - Uzarowi Mocy I Ognia - Adamowi „Nergusiowi” Darskiemu, koszulkę z głęboko mistycznym, staropolskim przesłaniem z tytułu:
„Bóg nie opuści, kto się nań spuści”*
I zapraszam do zwiedzenia Świątyni Opatrzności Bożej… w celu głębokiej inspiracji historią naszą narodową i różnymi Ducha jego manifestacji kolejami .
Jego psychofana, imć „Malleus Maleficarum” Nowaka, sekto-zawżdy-tropiciela, chyba by Perun trzasnął i do ponownej krucjaty północnej, ofiar całopalnych i linczu, czy po raz kolejny na udeptaną klepkę sądów polskich by wyzwał. I dowódź Adamie, że nie jesteś Rarogiem.
Jeśliby od razu za narzędzia mordu nie porwał, w celu obrony swych urażonych dogłębnie uczuć religijnych. I trudno by było nawet tubalnemu głosowi profesora Bralczyka i szerokiemu uśmiechowi profesora Miodka powstrzymać furiata, cokolwiek hmmm... "współcześnie" sobie ową staropolską frazę mogącemu nadinterpretować i Gniewem Bożym o mocy zimnej fuzji reagować.
Znaczenie słów się zmienia. Aż chciałoby się poprosić profesora Bralczyka o gawędę na ten frapujący temat. Bodaj na przykładzie tej głęboko poruszającej i mistycznie doświadczalnej w życiu frazy. I dopiero po wysłaniu tegoż wykładu imć psychofanowi Nowakowi, poknuć można nad cyknięciem sobie self-promo-słit-foci z idolem młodzieży kudłato metalowej… do której, za młodu też nie wstydząc się należałem. Zanim łysieć zaczełem, łeb podgoliłem i ucho swe ku epickiej muzyce symfonicznej nachyliłem . Fraza niby ta sama, a tyle radości w ewolucji jej znaczenia ;-)
No i patrząc na drugi biegun…
Trzymając się uniwersalnej w odbiorze strony, mamy muzykę klasyczną zwaną, gdzie młodzieży współczesnością schamiałej tłumnie nie uświadczysz i uwagi nie przykujesz.
Chyba, że oprawą skutecznie uwiedziesz, poprzez powab osobisty:
lub chamskiego „umcy umcy”:
jak i „łubudubu” rearanżację:
Sarmacjusz Gromicep
Rozum to jak wać wolisz.
* S. Adalberg, Księga przysłów, przypowieści i wyrażeń przysłowiowych polskich, Warszawa 1889-1894,